Sunday 21 June 2015

5 ulubionych miejsc w Australii


Jestem niezwykle podekscytowana tym wpisem, bo po raz pierwszy mam okazję napisać coś na blogu w ramach akcji organizowanej przez Klub Polki na Obczyźnie. Majowo-czerwcowy cykl polegał na opisaniu pięciu ulubionych miejsc w kraju, w którym mieszkamy. A ponieważ w Australii zwiedziłam o wiele więcej niż we Francji, stwierdziłam, że przedstawię Wam pięć ukochanych miejsc z krainy kangurów. Jeśli ktoś spojrzy na mapę, to na pewno dostrzeże pewną wspólną cechę tych miejsc... (odpowiedź na końcu posta :)).
Ten cykl jest dedykowany stowarzyszeniu Piękne Anioły, więcej informacji możecie znaleźć tutaj.
Miłej lektury (kolejność miejsc mniej lub bardziej przypadkowa), mam nadzieję, że po przeczytaniu stwierdzicie "rzucam wszystko i lecę do Australii" :)

1. Wilsons Promontory National Park


Nieprzypadkowo miejsce pierwsze, bo to moje najulubieńsze miejsce w całej Australii, o czym już nie raz pisałam (tutaj i tutaj). Dlaczego? Spójrzcie na zdjęcia! To najlepsze miejsce w całej Victorii do wielodziennych wędrówek z dala od cywilizacji (tak, bez 4G i bieżącej wody!). Wreszcie zobaczyłam, jak wyglądają "dziewicze plaże" - trudno dostępne, z czystym piaskiem i lazurową wodą. The Prom oferuje wiele atrakcji - spacer po buszu, pałanki polujące na chińskie zupki, kangury wpadające na ścieżkę w środku nocy, zapierające dech w piersiach widoki (i nie jest to metafora!), ścieżki jak w Jurassic Park... No c'mon, musicie tu przyjechać!



2. Phillip Island


Philip Island wspominam przemiło, bo to właśnie tam postrzelałam pierwsze selfie z kangurami! I pomyśleć, że wcześniej, gdy tylko widziałam jakiegoś z daleka, byłam podekscytowana jak dziecko w Wigilię! Poprzeczka poziomu podekscytowania się podniosła :)
Kto mówi "Phillip Island", myśli "Penguin Parade", podczas której malutkie pingwinki wychodzą po zachodzie słońca z wody i rozczulającym krokiem ruszają do swoich gniazd. Gdy tylko je zobaczyłam, zyskały miano mojego najukochańszego zwierzęcia, a przecież konkurencja w Australii jest spora. Musicie zobaczyć, jak słodko idą, tutaj mój filmik z Instagrama (nakręcony w Melbourne ZOO, bo podczas parady nie wolno używać aparatów ani telefonów).
 Ale Phillip Island oferuje o wiele więcej niż słodkie pingwinki. Krajobrazy też są cudowne, a na plażach można popatrzeć sobie na surferów bijących się z falami.

 3. Mornington Peninsula


Na Mornington Peninsula pojechałam, by skorzystać z uroków miejscowych gorących źródeł, ale niestety, większość mieszkańców Melbourne także zdecydowała się na relaks w tym samym momencie (tyle że oni sobie zarezerwowali miejsce), tak więc skończyłam, robiąc mały hiking po półwyspie. Tutaj można na żywo zobaczyć, że z naturą ciężko wygrać - wystarczy przez kilka minut poobserwować ogromne fale uderzające o skały. W latach 60-tych australijski premier wybrał się, by popływać. Jego ciała do tej pory nieodnaleziono, co spowodowało multum teorii spiskowych, ale naprawdę wystarczy popatrzeć przez chwilę na ocean, by znaleźć najprostsze wyjaśnienie.
 Tutaj można też obejrzeć konstrukcje z czasów wojny, gdy Australijczycy szykowali się na atak ze strony Japończyków.
 Po drugiej stronie półwyspu można zobaczyć Queenscliff, wspaniałe miejsce, które ciepło wspominam, bo stamtąd wyruszyłam na pływanie z delfinami i fokami.


4. Great Ocean Road

Wycieczka-klasyk, gdy jest się przez kilka dni w Melbourne. Moja pierwsza wyprawa tutaj i mimo że wspomnienia zrobiły się już trochę mgliste, nie zapomnę najważniejszego - pięknych widoków. Jestem Europejką z krwi i kości, dla mnie turystyka = zabytki, naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z cudów natury. Kto by pomyślał, że woda, skały i czas potrafią wykreować takie krajobrazy?
Jednodniowa wycieczka jest męcząca, bo przez większość czasu siedzi się w busiku i tylko jeździ z jednego miejsca na drugie, ale mi się już marzy powrót tam i conajmniej dwudniowa wyprawa samochodem. Zdecydowanie MUST-SEE!


5. Melbourne


 I last but not least, Melbourne, najciekawsze miasto w Australii, moim skromnym zdaniem. Wprawdzie nie ma budynku na miarę Opera House w Sydney, ale jest o wiele bardziej żywe. Traktowane trochę po macoszemu przez polskie wydawnictwa turystyczne (nie znalazłam żadnego przewodnika po Melbourne po polsku!), Melbourne jest jednym wielkim miastem-imprezą. Śmiem twierdzić, że w przeciągu miesiąca jest tu więcej festiwali niż w całej Polsce w ciągu roku.
 Orientalne Chinatown, rozgorączkowane centrum, urocza dzielnica portowa czy też hipsterskie Fitzroy... W Melbourne dla każdego coś dobrego! Od lat można je znaleźć w czołówce we wszelakich rankingach najszczęśliwszych miast na świecie. I gdyby tylko ceny nie były tak zabójcze, a pogoda tak zmienna... :)

Czy udało Wam się znaleźć wspólny punkt wymienionych przeze mnie miejsc?
 Wszystkie znajdują się w stanie Victoria! Bo zgodnie z dewizą, którą można znaleźć na rejestracjach samochodowych: Victoria to naprawdę miejsce, w którym należy być! :)





5 comments:

  1. W przyszlosci planuje odwiedzic rodzine w Australii, choc bardziej beda to rejony Perth. Zainspirowalas mnie troszke zeby ruszyc dalej, choc wciaz te odleglosci sa przerazajace dla szarego Europejczyka! ;) pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Perth i okolice są podobno super, niestety nie mam czasu już tam zajechać, ale Ty się nie wahaj! Lot do Australii nie jest taki straszny, lepsza jakość podróży niż z Francji do Polski autokarem :) Pozdrawiam z Tasmanii!

      Delete
  2. Przepiekne, odległe dla mnie miejsce, dzięki za interesująca wycieczkę :)

    ReplyDelete
  3. Bardzo bym chciała odwiedzić Australię :)
    Pokazałaś przepiękne miejsca ii bardzo się cieszę, że Cię znalazłam. Bo teraz mam gdzie czytać o Australii ;)
    pozdrawiam ciepło!

    ReplyDelete
  4. Lazurowa woda ... marzenie ... Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję odwiedzić Australię :). Pozdrawiam

    www.peacehappinessfamily.blogspot.tw

    ReplyDelete